„Wesołych Świąt”. Co to w ogóle dziś znaczy?
Święta Bożego Narodzenia już dawno straciły wymiar religijny. W Gryfinie na cotygodniową mszę świętą chodzi ok. 20% mieszkańców. Na pasterce jest ich zdecydowanie więcej, ale połowa uczestniczy w niej, mówiąc z przymrużeniem oka, bardziej ciałem niż duchem.
Reklamy z choinką czy Mikołajem w tle atakują nas nieprzerwanie już od połowy listopada. W pędzie nieomal graniczącym z szałem, na różnego rodzaju promocjach kupujemy prezenty. Stoimy w nieprzerwanych kolejkach kipiąc ze złości. Świąteczny czas traci coraz więcej ze swojej magii. Możemy jej doświadczyć już chyba tylko w filmach. Mam wrażenia, że Boże Narodzenie to dzisiaj nic innego jak okresowy wykwit komercjalizmu, dla odstresowania okraszony krwią i alkoholem. Sprawy najważniejsze odsuwamy na najdalszy plan.
Wieczór wigilijny, jak żaden inny, wypełniony jest niezliczonymi symbolami. Jednym z nich jest karp na stole. Ale właściwie co on oznacza? Jezus przyszedł na świat w stajence. W tym czasie we wszystkich okolicznych gospodach zabawa trwała w najlepsze. Wino lalo się litrami, huczało od muzyki. Nikt nie zwracał uwagi na nowo narodzone Dzieciątko. Jaki związek ma mały Jezus z karpiem?
Przypominałem sobie krótką rozmowę z kolegą z zeszłego roku. Tuż przed Wigilią spotkaliśmy się w centrum Gryfina przy fontannie. Tak na marginesie, nie mogę odgadnąć, jaki przekaz mają ryby z wodą lejącą się z ich pysków. Ale to inny temat. Przynajmniej tak wówczas pomyślałem. Wracając do sedna. Andrzej po przywitaniu zagadał do mnie, jakby od niechcenia:
- Kupiłem wczoraj karpia. Wrzuciłem go do beczki. Myślałem, że zdechnie. Ale nie! Rano ciągle pływał. Po powrocie z pracy będę musiał go zabić. - Przeniosłeś go ze sklepu w reklamówce - zapytałem. - W reklamówce?! – odpowiedział i spojrzał na mnie podejrzliwie. - Karpie złowione w zimie są mocniejsze, niż te złowione latem. W sierpniu złapałem takiego w jeziorze. Wrzuciłem go do beczki to zaraz zdechł – ciągnął dalej swoją historię.
Karpie odczuwają ból i strach. Tłoczenie ich w sklepowych basenach, chwytanie za skrzela, ważenie, kaleczenie, transportowanie w reklamówkach bez wody ulicami miast i wsi, trzymanie w wannie, oczekiwanie aż zdechną, samodzielne zabijanie to istna droga krzyżowa dla tych zwierząt. Całą tą krzywdę wyrządzamy im tuż przed Bożym Narodzeniem, a więc w czasie - wydawałoby się - niezwykłym, pełnym radości, życzliwości i miłości. Każdy z nas traktowany w ten sposób wyłby z bólu. Karp nie krzyczy. Na szczęście! Nie musimy więc słuchać dochodzącego z łazienki przeraźliwego wrzasku. Możemy spokojnie świętować. Co więc łączy małego Jezuska i karpia? Odpowiedź wyłania się zza horyzontu wraz z pierwszą gwiazdką: ryby i dzieci głosu nie mają. Bez skrupułów możemy je więc krzywdzić.
Tuż przed Świętami trudno przejść gryfińskimi ulicami nie potykając się o rybie baseny przepełnione cierpieniem. Stoją na każdym rogu. Kupionego karpia transportujemy dumnie w reklamówce jak cenną zdobycz. W domowym zaciszu zabijmy zwierzę, kładziemy na świąteczny stół. Składamy sobie życzenia. Mięso leży na blacie tylko chwilę, by szybko wylądować w koszu. Bo ma ości, bo się przejedliśmy, bo nam nie smakuje, bo lepszy kawałek ciasta i kieliszek wódki.
Wcześniej również zabijaliśmy zwierzęta, ale wyłącznie na pokarm. Przyrodę traktowaliśmy z szacunkiem, bo zdawaliśmy sobie sprawę, że jesteśmy od niej zależni. Dzisiaj już ją jedynie eksploatujemy. Żywe, odczuwające istoty są zabawkami, elementem świątecznej tradycji, ze znaczenia której nawet nie zdajemy sobie sprawy. Może więc fontanna przedstawiająca ryby z lejącą się z pysków wodą symbolizuje zwierzęta, które tak po ludzku rzygają na nasz widok?
Nie pozostaje mi nic innego, jak życzyć wszystkim czytelnikom „WESOŁYCH ŚWIĄT”.
Wydawca nie odpowiada za treść w blogach. Odpowiedzialność za opublikowaną treść ponosi wyłącznie autor danego bloga. W przypadku opublikowania treści sprzecznych z prawem lub zasadami współżycia społecznego, administrator prosi o kontakt pod adresem: [email protected]
Komentarze (0)
Zaloguj się i dołącz do dyskusji