Trudniej dostać się do Szczecina niż do Damaszku
Nerwowo przechadzałem się chodnikiem tam i z powrotem. Co chwilę spoglądałem na drogę. Autobus ciągle nie nadjeżdżał.
Wraz ze mną na przystanku czekał mężczyzna w średnim wieku. Z upływem kolejnych minut coraz bardziej dziwiło mnie jego opanowanie. Czekaliśmy przecież już dobre pół godziny. Mężczyzna stał nieruchomo, jakby nie był człowiekiem, a posągiem ze spiżu upamiętniającym niebiański spokój użytkownika gryfińskiej komunikacji.
Patrzyłem na niego z podziwem. Jego odprężenie wpływało na mnie kojąco. Na moment zapomniałem nawet o spóźniającym się autobusie. Przez krótką chwilę sterczałem oszołomiony, tak jak gdyby ktoś silnie uderzył mnie obuchem w głowę.
Jednak serce bijące głucho i coraz gwałtownej sprowadziło mnie z powrotem na ziemię gryfińską z jej niedomaganiami. Rzucając bluzgami i przywołując imię Jezusa: „Dżizus, ku..a, ja p…..le”, jeszcze raz spojrzałem na tabliczkę z rozkładem jazdy, aby upewnić się czy przyszedłem na odpowiednią godzinę. W tamtym czasie o pomyłkę nie było trudno. Wprowadzenie linii nr 2 bardzo skomplikowało system.
- Za pół godziny jest kolejny, ale do Radziszewa – przemówił do mnie głos, jakby z zaświatów. Poczułem się, jak Św. Paweł, który zbliżając się do Damaszku, usłyszał Jezusa. Sytuacja była o tyle różna, że ja nie przybliżyłem się do celu swojej podróży nawet o jotę. A przemówił do mnie jednak nie bóg, a człowiek...
- Tylko, że ja muszę dostać się do Szczecina – odpowiedziałem zdezorientowany. Spojrzałem w stronę, z której dobiegł mnie głos. Dopiero teraz stojący obok mężczyzna zwrócił się w moim kierunku.
- W Radziszewie można przesiąść się do autobusu komunikacji szczecińskiej, a na Rondzie Ułanów do kolejnego autobusu – kontynuował.
Niedomagania gryfińskiej rzeczywistości wciągały mnie coraz głębiej. „Przesiadka w Radziszewie, później jeszcze jedna, aby dojechać do centrum miasta” – przeliczyłem w pamięci trasę nie gorzej niż nawigacja w telefonie. Kiepsko to wyglądało. Przecież już miałem prawie 40-minutowe opóźnienie, które nadal rosło. Oczekiwanie miało jeszcze jakikolwiek sens tylko dlatego, że w Szczecinie nie musiałem być na konkretną godzinę.
- Półgodzinne spóźnienie to naprawdę niewiele. Bywało, że autobus z tej godziny w ogóle nie przyjeżdżał.
Ostatnie zdanie zabrzmiało jak przestroga. Niewątpliwie mój rozmówca był znawcą specyfiki gryfińskiego transportu publicznego. Tym bardziej dziwił mnie jego spokój. Przecież w takich warunkach nie można było niczego zaplanować. Dojazd do Szczecina przypominał bardziej rosyjską ruletkę niż system komunikacji publicznej.
Mężczyzna krótko opowiedział mi, czym się zajmuje. Pracował w Radziszewie i nie miał sztywno wyznaczonej godziny jej rozpoczęcia. Był szczęściarzem może jednym na tysiąc. Dla pozostałych pracowników lub uczniów funkcjonujący w ten sposób system nie nadawał się do wykorzystania. Na przykład łącznie dojazd i powrót ze Szczecina mógł trwać dłużej niż czas dziecka spędzony w szkole.
Oprócz mężczyzny autobusami jeździli więc może jeszcze podróżni tacy jak ja – sporadyczni – którzy nie byli zbytnio przywiązani do godziny przyjazdu na miejsce przeznaczenia.
Nie mogło być nas zbyt wielu. Nie zaskoczyła mnie zatem przeczytana nieco później informacja zamieszczona na stronie internetowej gminy o „zmniejszeniu udziału wpływów z biletów w systemie”. Przytoczony fakt był uzasadnieniem kolejnych zmian obowiązujących od 1 stycznia 2023 r.
Wydawca nie odpowiada za treść w blogach. Odpowiedzialność za opublikowaną treść ponosi wyłącznie autor danego bloga. W przypadku opublikowania treści sprzecznych z prawem lub zasadami współżycia społecznego, administrator prosi o kontakt pod adresem: [email protected]
Komentarze (1)
Zaloguj się i dołącz do dyskusjigryfino1992
(24 komentarze) 0 0Wszystko fajnie, tylko że nie trzeba nigdzie przesiadać się w Radziszewie. Kierowca zmienia tabliczkę z "2" na "1" i rusza w kierunku Zdrojów. Tak więc wsiadając w Gryfinie w "2" tak naprawdę jedziemy już "1", więc coś się w tym wpisie nie zgadza. A zasadniczo: większość się nie zgadza.
Odpowiedz Zgłoś