Ojciec Mariusza Szczygła mieszkał w Gryfinie

Mariusz Szczygieł przyjechał do naszego miasta w podwójnej roli. Nie tylko jako prelegent otwierający Festiwal Włóczykij, ale również tajny wysłannik swojego ojca
O „Włóczykiju” obszernie pisaliśmy w poprzednim wydaniu gazety. Dla osób, które zdążyły zapomnieć: podróżniczy festiwal Przemka Lewandowskiego otworzył jeden z najbardziej poczytnych polskich autorów.
- W końcu się udało, bo po raz pierwszy zapraszałem do nas Mariusza już osiem lat temu, ale zawsze stawało coś na przeszkodzie – przyznawał Lewandowski, nawiązując także do roku 2020 r., gdy Mariusz Szczygieł po raz pierwszy miał otworzyć „Włóczykija”.
Wówczas przeszkodą okazała się pandemia. Tegoroczny występ również wydawał się zagrożony.
- Jeżdżę w tych dniach z programem, rodzajem stand-upu „Kultura czeska - moja laska nebeska”. Trochę się obawiałem, czy w tych dniach, w takich dniach wypada. Ośmielił mnie dyrektor Teatru Słowackiego w Krakowie Krzysztof Głuchowski, który powiedział ważną rzecz, a zapamiętałem ją tak: „Jeśli przestaniemy się śmiać, podajemy rękę śmierci” – powiedział Szczygieł na początek półtoragodzinnego wystąpienia.
Być może z powodu braku czasu, albo nie chcąc odchodzić od konkretnej tematyki, nie rozszerzył opowieści o… gryfiński wątek związany ze swoją rodziną.
- Jego ojciec, jako młody chłopak, mieszkał przez jakiś czas w Gryfinie – przekazał nam podczas przerwy Mirosław Witkowski.
Kilka minut później informację potwierdził Mariusz Szczygieł.
Więcej w Gazecie Gryfińskiej.
Komentarze (0)
Zaloguj się i dołącz do dyskusji