Czy Radefeldt mógł przetrwać?

Udało nam się dotrzeć do dwóch dokumentów świadczących o tym, że dawny dom handlowy Radefeldta mógł zostać wyremontowany. Po raz pierwszy rozmawiano o tym pod koniec lat 40. Do tematu wrócono wiosną 1959 r.
Zniknął, gdy gryfinianie zdążyli przyzwyczaić się do jego widoku. Stało się to w czasie, gdy nie było już innego wyjścia. Pozostawiony sam sobie, niszczał. Jako pierwszy odpadł jeden z wykuszy, ciągnąc za sobą całą konstrukcję dachu. Stan techniczny dawnego domu mody coraz bardziej zagrażał bezpieczeństwu, nie tylko dzieci bawiących się w jego murach dzieci, ale też przechodniów zmierzających w stronę kościoła lub mostu.
Kolejną bolączką był unoszący się w okolicy zapach.
- Przy placu ks. Barnima I znajdował się mini-targ, na którym handlowali rolnicy. Po całym dniu pracy wiązali konie do słupów „Radefeldta” i szli napić się do baru Orczyk po drugiej stronie ulicy – wielokrotnie przytaczał Leopold Kemmling.
Tak naprawdę społemowski lokal przy ul. Piastów nazywał się Odra. Ta mniej oficjalna nazwa powstała za sprawą bójki, w której dwóch rolników, zamiast pięści, użyło konnych orczyków. Jak mówią ówcześni, to nie jedyna tego typu sytuacja. Orczyk był typową mordownią, w dodatku bez zaplecza sanitarnego. Bywalcom za szalet służyły pobliskie ruiny.
- Raz weszłam na parter i zapamiętałam, że było tam pełno wody. Większość pomieszczeń służyła wtedy za publiczną toaletę dla znajdującej się naprzeciw pijalni – potwierdza urodzona w 1952 r. gryfinianka.
W pewnym momencie wydawało się jednak, że dawny dom handlowy zyska drugie życie. Miał wejść w posiadanie spółdzielni Społem, której zarząd zorganizował nawet pieniądze na remont.
Cały artykuł znajduje się w aktualnym wydaniu Gazety Gryfińskiej.
Komentarze (0)
Zaloguj się i dołącz do dyskusji